koszula -sh
spodeki - DIY
kapelusz - H&M
Zdjęcia nieadekwatne do tego, o czym napiszę, ale cóż...
Do Berlina zapomniałam aparatu.
Chyba najgorsze, co mogło być.
Widząc te wszystkie cudowne rzeczy, aż mnie korciło i skręcało.
Mam sklerozę.
Dziękuję, przepraszam.
Będziecie musieli wytężyć wyobraźnię.
Pierwszym przystankiem na mojej mapie był Primark, ponieważ sklepy w Niemczech są otwarte tylko w soboty.
Zrobił na mnie bardzo niemiłe wrażenie.
Niewiarygodny tłok, chyba 100 stopni i przewidywalne ubrania.
Oczywiście, jak to na mnie przystało, kupiłam trochę ciuszków ;)
Potem do metra i w kierunku centrum.
Ogromne wrażenie zrobiło na mnie najstarsze i najbardziej luksusowe centrum handlowe w Berlinie - KaDeWe.
Klientera wyrafinowana, tak samo jak i marki i ceny.
Ale nie o to chodziło... Olśniewające były dekoracje...
Ogromna choinka, pełno pluszowych misiów i emerytowany model w roli Mikołaja;)
Pojechałyśmy odnieść pełne torby do hotelu i prosto na Weinachtsmarkty.
TO JEST NIE DO OPISANIA!
Niezliczona liczba światełek, stoisk i ludzi.
Lodowisko, latający Mikołaj, diabelski młyn.
Pyszne jedzenie, rozgrzewający Gluhwein.
Muzyka na żywo i tak z głośników.
Jednym słowem MAGICZNIE!
Kto nie był, a ma okazję pojechać, nie może zapszepaścić takiej okazji!
Drugiego dnia byłyśmy w muzeum Salvadora Dali.
Uwielbiam go i sztukę surrealistyczną.
Wracając metrem natknęłyśmy się na ....
Wystawę zdjęć Karla Lagerfelda zatytułowaną Little Black Jacket.
Zdjęcia największych gwiad w żakietach Chanell na wejściu do metra do niecodzieny widok ;)
Przed wyjazdem jeszcze ciasteczko w pięknej, kultowej kawiarni i do domu poprzez bezlitośnie sypiący śnieg.
Wycieczka baaardzo udana!
Kocham Berlin! <3